telefon/fax: 18 442 07 63 (sekretariat, psycholodzy) | telefon: 18 445 80 77 (koordynatorzy rodzinnej pieczy zastępczej) biuro@owitr.pl

Beata i Paweł Dziedzicowie to mama i tata dla trzydzieściorga dzieci, które traktują jak własne. Anna Duda wychowała się w rodzinie zastępczej. Teraz sama chce zostać zawodowym rodzicem

– Jesteście naprawdę mili, ale do was nie pójdę – to były pierwsze słowa, jakie usłyszeli Paweł i Beata Dziedzicowie od swojej przyszłej podopiecznej. Ania miała wtedy sześć lat i trafiła do pogotowia opiekuńczego w Nowym Sączu. – Przywiózł mnie tam mój ojczym. To miało być chwilowe rozwiązanie – wspomina dziś 30-letnia już Anna Duda. Swojego biologicznego taty nie zna. O swoim ojczymie mówi same dobre rzeczy. Mama poznała go na wakacjach nad morzem. Pokochał ją i jej córeczkę. Później urodziła się siostra Ani. Niestety zachorowała na zapalenie opon mózgowych i zmarła.

– Śmierć siostry przyczyniła się do szybkiego rozwoju choroby mamy. Ojczym umieścił ją w domu opieki społecznej – opowiada Ania. Nigdy nie miała do niego żalu, że ją również zostawił, zawożąc do domu dziecka w Nowym Sączu. – Pamiętam, że długo się mną opiekował po tym, jak mama zachorowała. Zabierał do pracy. Szył kożuchy, a mi zwierzątka do zabawy. Teraz sobie myślę, że pewnie mu przeszkadzałam, a on był sam i trudno mu było opiekować się małym dzieckiem – zastanawia się Anna. Sześciolatka miała trafić do rodziny zastępczej Pawła i Beaty Dziedziców w Nowym Sączu. Odwiedzali ją w domu dziecka, próbując do siebie przekonać. Dziewczynka jednak była nieugięta. – Bałam się, że gdy mnie zabiorą, ojczym już nigdy mnie nie odnajdzie, a przecież obiecał wspólne wakacje – wspomina Anna Duda.

Nieślubne dzieci

Paweł i Beata Dziedzicowie od 24 lat tworzą rodzinę zastępczą. Beata już w szkole średniej miała sprecyzowany plan na życie. – Kiedy się poznaliśmy, od razu powiedziała, że chce stworzyć rodzinny dom dziecka. Mogłem ją tylko w tym wspierać – opowiada Paweł. Po wyjściu z wojska, nawet ukończył kurs pedagogiczny, żeby dostać pracę w domu dziecka w Rytrze i nabyć doświadczenia. To w tej placówce odnaleźli swoje pierwsze dzieci. – Byliśmy jeszcze w okresie narzeczeństwa, gdy jako zaprzyjaźniona rodzina opiekowaliśmy się Józkiem i Karolem – wspomina Paweł, śmiejąc się, że bliźniacy byli ich pierwszymi i to nieślubnymi dziećmi. Zanim mogli zabrać Józka i Karola do siebie do domu, minęło kilka lat. Ale chłopcy przez ten czas spędzali z nimi każde wakacje, ferie i święta. Kolejnym dzieckiem, które trafiło do rodziny zastępczej u Dziedziców był Łukasz. Od razu odnalazł się w nowej dla siebie sytuacji. – Po takich pozytywnych doświadczeniach, przyszło nam się zmierzyć z nieufnością Ani, która czekała na swojego ojczyma – wspominają Dziedzicowie. Przeżywali reakcje dziecka, które zostało zmuszone do zamieszkania z nimi. – Ani dla niej, ani dla nas to nie było łatwe. Bo z reguły kierujemy się zasadą, że do niczego nie należy nikogo zmuszać – mówi Paweł.

Tato, dzwoni tata!

– Pamiętam, że gdy mnie zawieźli do Dziedziców nic tylko ryczałam. Ulżyło mi, gdy odwiedził mnie u nich mój ojczym. Skoro wiedział już gdzie mieszkam, mogłam być spokojna, że zawsze mnie odnajdzie – wspomina Ania. Choć mieszkała w rodzinie zastępczej, mogła jeździć na wakacje do swojego ukochanego ojczyma. Na początku spędzała z nim też każde święta. Z biegiem lat jednak coraz rzadziej. – Nie dlatego, że on nie chciał, ale mnie było szkoda opuszczać rodzeństwo. Tyle się tu działo, że żal było tracić wspólne zabawy – mówi o swoich odczuciach po latach. Rodzina Dziedziców powiększała się. Mając już gromadkę podopiecznych, Paweł i Beata doczekali się swojego pierwszego dziecka. – Może dlatego, że nasze dzieci urodziły się, gdy byliśmy już rodziną zastępczą, nigdy nie miały do nas pretensji. Nie buntowały się, że tak samo jak ich kochamy swoich wychowanków – mówią Dziedzicowie. Mają czwórkę swoich dzieci, a wspólnie z nimi wychowali jeszcze 34 cudzych, jako rodzice z zawodu. – A ile mamy wnucząt! – dodaje Paweł Dziedzic, próbując je wszystkie zliczyć. – Jest ich 24, nie, jednak 25. Ostatnio przecież dzieciaczek urodził się jednemu z synów w Zakopanem – szybko prostuje. Anna Duda mówi, że najbardziej po latach docenia u Dziedziców ich ogromną wyrozumiałość i szacunek, jakim darzą każdego małego człowieka z osobna.

– Pamiętam, że jak dzwonił ojczym i chciał rozmawiać z tatą, czyli Pawłem Dziedzicem, to zawołałam: Tato, dzwoni tata! Wszyscy zaczęliśmy się śmiać. Nikt się nie obraził – opowiada. Biologiczna mama Anny zmarła, gdy dziewczynka miała 12 lat. Ojczym też już nie żyje. – Tata chyba nie wytrzymał tej presji i samotności. Budował dom, chciał bym z nim i moim obecnym partnerem w nim zamieszkała – mówi kobieta, zawieszając na krótko głos. – Popełnił samobójstwo. Może gdyby wiedział, że jestem w ciąży, poczekałby na wnuka. Anna ma już dwoje swoich dzieci, ale coraz częściej nachodzi ją myśl, że powinna jak jej rodzice założyć rodzinę zastępczą. – To nie o powinność chodzi. To wypływa gdzieś ze środka i czuję, że to moje powołanie. Będę mieć jeszcze większą rodzinę! Tylko muszę przekonać do tego partnera – mówi Anna Duda (jej imię i nazwisko zostały zmienione).

ZAWODOWE RODZINY

Ośrodek Wsparcia i Terapii Rodzin w Nowym Sączu po raz trzeci zorganizował Tydzień Rodzicielstwa Zastępczego. To okazja do podziękowania rodzinom zastępczym, ale i apel do innych, którzy mogliby podjąć się trudu wychowania nie swoich dzieci.

Henryk Leśniara, dyrektor ośrodka nie ukrywa, że choć w Nowym Sączu funkcjonuje ponad 80 rodzin zastępczych, w tym 16 zawodowych, to potrzeby są znacznie większe. – W dobie kryzysu rodziny, musimy szukać domów dla coraz większej liczby dzieci – dodaje Henryk Leśniara, zachęcając do zapoznania się z ideą rodzicielstwa zastępczego. Ośrodek mieści się przy ul. Jagiellońskiej 14 w Nowym Sączu, tel. (18)18 443 10 74.

Źródło